Jerzy Przystawa
Lektura oświadczeń majątkowych senatorów napawać może zadumą, 99. senatorów, oświadczenia majątkowego senatora Lewandowskiego w internecie nie ma, zadeklarowało razem nieco ponad 10 milionów złotych walorów gotówkowych
Niechęć braci Kaczyńskich do Henryka Stokłosy musi mieć swoje źródło w fakcie, że kiedy obaj oni dostali się do I Senatu RP z poręki Lecha Wałęsy, to Stokłosa miał czelność przełamać walec Solidarności i zdobyć jeden, jedyny mandat uzyskany bez zdjęcia z Wałęsą! Dlaczego tylko Stokłosa i czy o tym rozstrzygnęły jego wielkie pieniądze możemy jedynie dywagować. Sztuka ta bowiem nie udała się innym wielkim potentatom, z potężniejszymi koneksjami, by przypomnieć choćby Dariusza Tytusa Przywieczerskiego – nie dość, że bogacz, to jeszcze filantrop i przyjaciel największych polityków, który miliardowymi datkami wspierał nie tylko ochronki i szpitale, ale nawet ikonę wolności i demokracji, jaką w owym czasie był Jacek Kuroń! A mimo tego dostała mu się figa z makiem i Stokłosie dorównał tylko w tym, że dzisiaj ścigają ich obu po świecie listy gończe!
Gdyby argument Stokłosy był coś wart, to w Senacie powinni zasiadać, w jakimś procencie, ludzie znacznie bardziej majętni, niż ci, którzy przeciętnie dostają się do Sejmu. Tymczasem, kiedy zapoznamy się z oświadczeniami majątkowymi posłów i senatorów, to nic takiego zauważyć nie sposób. Oczywiście, do Sejmu, uczciwą drogą (tzn. zgodnie z nieuczciwymi regułami ordynacji wyborczej!) żaden poseł niezależny wejść nie może, gdyż ordynacja całkowicie takie możliwości wyklucza. Niezależni pojawiają się dopiero po wyborach, a więc kiedy albo zostaną karnie wyrzuceni z partii, z listy której zostali wybrani, albo kiedy te partie zdradzą, jak nie przymierzając, Marszałek Marek Jurek i inni. W Senacie mamy aktualnie 5 senatorów niezależnych, są to panowie Bogdan Borusewicz, Kazimierz Kutz, Jarosław Lasecki, Marian Miłek i Maciej Płażyński. Poza senatorem Laseckim nikt z nich za bogacza się nie podaje, a zadeklarowane przez nich wszystkich razem oszczędności wynoszą zaledwie 170 tysięcy złotych, a więc ok. 40 tysięcy na głowę. Jedynie senator Lasecki mógłby tu uchodzić za bogatego, bo zadeklarował 600 tysięcy oszczędności i ponad 20 milionów majątku trwałego, a także wysokie dochody. Tyle tylko, że cała ta jego niezależność sprowadza się do tego, że jest członkiem Klubu Parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości!
W ogóle lektura oświadczeń majątkowych senatorów napawać może zadumą. 99 senatorów (oświadczenia majątkowego senatora Lewandowskiego w internecie nie ma) zadeklarowało razem nieco ponad 10 milionów złotych walorów gotówkowych (licząc razem dewizy i złotówki). Daje to marne 100 tysięcy na głowę, a i to trzeba jeszcze zważyć: najbogatsi są senatorowie Sikorski (PiS) oraz Smoktunowicz (PO), których oszczędności razem przekraczają 3 miliony złotych. Jak się okazuje 37 senatorów to bidaki, niczym myszki kościelne i w swoich oświadczeniach nie deklarują nic, albo prawie nic (poniżej 10 tysięcy). Trochę lepiej to wygląda, jeśli chodzi o nieruchomości, bo tutaj każdy prawie senator wykazuje się roztropną zapobiegliwością i, z reguły, dysponuje, więcej niż jedną nieruchomością, co można tylko pochwalić. Ale nieruchomości mają to do siebie, że się nie ruszają i trudno je wykorzystać w kampanii wyborczej dla zdobycia mandatu senatora. Wypada więc między bajki włożyć opowiadanie o tym, jak to bogacze kupują sobie mandaty w warunkach wyborów większościowych i tam trzeba włożyć argument Stokłosy.
Na koniec wypada zwrócić uwagę Panu Premierowi i innym szermującym argumentem Stokłosy, że wybory, w okręgach jednomandatowych to nie to samo, co wybory w okręgach dwu, trzy czy czteromandatowych. Wiem, że humanistom trudno to zrozumieć, a różnica pomiędzy jeden, dwa czy cztery wydaje się bez znaczenia. Ale tak nie jest i to z różnych powodów. Jednym z nich jest fakt, że bardzo wielu wyborców nie ma wcale świadomości, że przy wyborach do Senatu dysponują więcej niż jednym głosem, jak pokazują statystyki, ponad 20% wyborców głosuje tylko na jednego kandydata! Jeszcze bardziej istotny jest rozmiar okręgu wyborczego: w JOW okręgi wyborcze będą ok. 10 razy mniejsze od okręgów w wyborach senackich, a to oznacza, że wyborcy uzyskaliby dziesięciokrotnie większe możliwości poznania kandydatów i ich wybór byłby dziesięciokrotnie bardziej racjonalny i świadomy.
Doskonale rozumiemy, dlaczego Jarosław Kaczyński nie chce okręgów jednomandatowych i rozumiemy też powody, dla których nie wypada mu o tym mówić. Skoro nie ma więc dobrych argumentów, czy nie lepiej byłoby, gdyby raczej milczał, niż nie sprowokowany opowiadał nam takie kawałki?