Marcin Pieńkowski
Kto boi się, że mistrz makabry i czarnego humoru, Tim Burton, zmienił nagle swoje filmowe preferencje, spieszę donieść, że tylko na chwilkę. Nowe dzieło twórcy niezapomnianego „Soku z żuka” to fenomenalny kawał kina familijnego, melanż przeróżnych konwencji, który przez cały czas słodko przekracza granice dobrego smaku. Stężenie kiczu na milimetr kwadratowy taśmy filmowej jest tu niewyobrażalnie wysokie, co z pewnością przysporzy filmowi wielkie rzesze miłośników i krytyków. „Charlie i fabryka czekolady”” to dziwaczna podróż po wszelkich zakamarkach dzieciństwa, zrobiona z błyskiem, świeżością i co najważniejsze wykonana przez najstarsze dzieci filmowej Ameryki, czyli wiecznie niedojrzałego Burtona i równie dziecinnego Johnny’ego Deppa. Film, będący adaptacją świetnej powieści Roalda Dahla, zgrabnie wyśmiewa wszelkie przywary współczesnego dziecka, skażonego siłą mediów i współczesnych technologii. Dostaje się także rodzicom, pragnących kosztem dziecka spełnić swoje niezrealizowane ambicje. To się nazywa dopiero nietuzinkowa satyra społeczna! Aż roi się tu od ekscentrycznych rozwiązań scenograficznych, kostiumowych i (o zgrozo!) choreograficznych, przez co zakwalifikowanie filmu do jakiegoś konkretnego gatunku wydaje się zadaniem heroicznym. Na dziele Burtona będą się bawić nie tylko dzieciaki, ale również dorośli, którym reżyser zafundował dużą dawkę czarnej humoreski, którą jednak umiejętnie ukrył pod postacią niegroźnej kolorowanki. Chociaż już sam wygląd Deppa może wzbudzać kontrowersje, wszak niektórym przypomina samego Michaela Jacksona, przez co film nabiera niepotrzebnie absurdalnych konotacji. Kino z rodzaju „love-or-hate”, przeznaczone dla widza, któremu niestraszne tańczące i śpiewające gnomy (rewelacyjne Oompa-Loompy) i świat czekolady o przeróżnych odcieniach. Smacznie, z humorem i na wesoło.
Charlie i fabryka czekolady
USA, 2005
Reż. Tim Burton
Obsada: Johnny Depp,
Freddie Highmore,
Helena Bonham Carter,
James Fox
Dytrybutor: Warner