Młodzicy WUKS Junior Stolarka Wołomin odnieśli ogromny sukces zdobywając srebrny medal Mistrzostw Polski. W finałowym turnieju, który odbył się w Jastarni w ostatni weekend maja, ograli chociażby faworyzowany MMKS Kędzierzyn Koźle.
Ostatnio słyszało się wiele doniesień o sukcesach żeńskich zespołów, jednak o męskiej siatkówce było bardzo cicho. – Ten wielki sukces najmłodszego zespołu wybija się wśród szarzyzny męskiej siatkówki w Wołominie – mówi Waldemar Stępczyński, który trenuje młode wołomińskie teamy. Junior Stolarka przebrnął przez długie eliminacyjne boje i dotarł do ósemki czołowych zespołów w kraju. Najlepsi zostali podzieleni na dwie grupy półfinałowe. Wołomińscy młodzicy trafili na bardzo wymagających przeciwników, co potwierdzają końcowe wyniki (drużyny z tej grupy zajęły 2,3,5 i 6 miejsce w turnieju). Na początek Junior ograł MMKS Kędzierzyn Koźle 2:0, następnie uporał się z UKS Jastarnia 2:0 oraz uległ Gwardii Wrocław 1:2. Mimo tej ostatniej porażki wołomińscy siatkarze zdołali zwyciężyć w grupie dzięki lepszemu bilansowi wygranych setów i awansowali do półfinału, gdzie zmierzyli się z Bzurą Ozorków. – To był bardzo nerwowy pojedynek. Spokojnie wygraliśmy pierwszego seta, jednak w następnym Bzura zaskoczyła nas dziwną zagrywką. W przerwie przed decydującą partią poukładaliśmy wszystko i wygraliśmy cały mecz 2:1. W finałowym spotkaniu zmierzyliśmy się z Metro Warszawa. Znamy ich doskonale, od lat są naszym lokalnym przeciwnikiem. Przegraliśmy to spotkanie 0:2. Chłopcy troszkę nie wytrzymali psychicznie, zabrakło przede wszystkim ogrania na dużych imprezach. Wielu zawodników Metro już rok temu grało w turnieju o takiej randze – relacjonuje trener zespołu Mariusz Stępczyński. Złoty medal powędrował do stolicy, srebrny krążek do Wołomina, zaś brązowy do Wrocławia. W drużynie Junior Stolarki zagrali chłopcy z Gimnazjum Sportowego nr 5 w Wołominie z klasy II S2. Młodzicy zdobyli również nagrodę indywidualną, Kamil Dąbrowski został najlepszym atakującym turnieju. Życzymy wołomińskim zespołom, by sprawiali jeszcze więcej tak miłych niespodzianek.
Marcin Pieńkowski