Jest jednym z najbardziej obiecujących obrońców polskiej ligi, skromnym chłopakiem z Kobyłki, którego największym marzeniem jest gra w reprezentacji. Jacek Moryc, gracz Polonii Warszawa, stawał oko w oko z takimi snajperami jak Frankowski, Brożek czy Reiss, często wychodząc z tych konfrontacji zwycięsko.
O 22-letnim chłopaku robi się coraz głośniej, wszak o jego umiejętnościach rozpisywało się kilka czołowych dzienników. Choć na stronie internetowej Polonii określany jest jako wychowanek klubu, to nie można zapomnieć, że swoje pierwsze kroki stawiał w Wichrze Kobyłka. – To chyba był gdzieś 1994 rok, kiedy ojciec zabrał mnie na pierwszy trening Polonii. Jestem bardzo wdzięczny rodzicom, że inwestowali we mnie nie tylko swój czas i wiarę, lecz również finanse. Bez pieniędzy ciężko jest się rozwijać młodemu piłkarzowi. Sprzęt i zgrupowania kosztują… – wspomina Jacek. 11-latek szybko został rzucony na głęboką wodę, tuż po pojawieniu się w klubie, miał okazję wyjechać na wakacyjne turnieje do Danii i Szwecji. Kolejne lata to ciężka praca w zespołach juniorskich i rezerwach Polonii. Jacek grał zazwyczaj na środku obrony, dopiero w pierwszym zespole został przekwalifikowany na prawego defensora. Podczas swej przygody z piłką spotkał kilku trenerów, którzy potrafili pchnąć młodego chłopaka do wyczerpującej pracy, poświęcenia wszystkiego dla gry w piłkę. Jacek szczególnie wspomina współpracę z Krzysztofem Chrobakiem, Leszkiem Ojrzyckim i Piotrem Strejlauem, to oni w dużej mierze nauczyli go piłkarskiego rzemiosła.
Dzień debiutu w pierwszym składzie Polonii Jacek wspomina ze wzruszeniem. – Wszystko działo się tak szybko. Po jednym ze spotkań rezerw, do naszej szatni przyszli trenerzy Polonii i ogłosili, że Jacek Moryc od tej pory trenuje z pierwszym zespołem. Byłem niezwykle podniecony samym tym faktem, a to był dopiero początek. Kilka dni później dostałem telefon, że usiądę na ławce rezerwowych, a może nawet zagram z Cracovią. I tym sposobem doczekałem się debiutu – mówi Jacek Różnica między czwartą a pierwszą ligą nie okazała się barierą nie do przejścia, młody piłkarz szybko zaaklimatyzował się w zespole i na stałe wskoczył do podstawowego składu Polonii. – Gdy wszedłem na boisko, nogi miałem jak z waty, gra była taka szybka… Ale byłem dumny z tego, że zadebiutowałem. Wierzyłem w to. – wspomina Jacek. Inspiracją i motywacją dla młodego defensora są sukcesy innych piłkarzy. Z nostalgią wspomina sezon 2000/2001, kiedy to Polonia zdobyła potrójną koronę i walczyła o start w Lidze Mistrzów. – Pamiętam, że po ostatnim meczu, gdy wręczano trofea mistrzom Polski, pozwolono wejść kibicom na murawę, to było niesamowite uczucie. Takie chwile wzmacniają mnie, potwierdzają to, że wybrałem dobrą drogę. – mówi Jacek. Młody piłkarz pracuje także jako II trener w kobyłkowskim Wichrze, robi to za darmo, dla czystej przyjemności. Stara się skorzystać ze swego doświadczenia i podpowiedzieć trochę swoim kolegom.
– Piłka to ogromne poświęcenie, ale ja to uwielbiam, to całe moje życie. Nie wiem co bym robił, gdybym nie grał. Wiem, że jeszcze mi dużo brakuje, dlatego pozostaje mi nauka, nauka i jeszcze raz trening. Nie lubię być uważany za gwiazdę, bo przecież nią nie jestem. Jestem zwykłym chłopakiem z Kobyłki, który poświęcił dużo czasu na treningi, by osiągnąć pierwszą ligę – mówi Jacek. Na polską ekstraklasę rzuca się ostatnio gromy, ale piłkarze, którzy wywalczyli awans do mistrzostw świata nie wzięli się znikąd – zaczynali swoje kariery właśnie w Polsce. Jacek nie myśli o przyszłości, na razie skupia się na grze w Polonii. Koniecznie chce skończyć złą passę “Czarnych Koszul”, które okupują dolne rejony tabeli Orange Ekstraklasy. Zapytany o to, czy można wybić się z małego miasteczka, odpowiada, że to oczywiste, przecież młodzi piłkarze z naszych okolic mają w zasięgu ręki trzy niezłe drużyny juniorskie w Warszawie: Polonię, Legię i Agrykolę. Wystarczy poświęcenie, tony ambicji i wiara. – Trzeba uwierzyć, że można osiągnąć cel i się nie poddawać. Sam miałem chwile zwątpienia w karierze, na szczęście szybko z tego wyszedłem. – mówi Jacek.
Największym marzeniem młodego obrońcy jest występ w reprezentacji. – Gdybym założył koszulkę z orłem na piersiach i usłyszał hymn, to bym się chyba popłakał. – mówi piłkarz. Być może marzenie się ziści, wszak trener Paweł Janas już dzwonił do klubu i pytał się o utalentowanego piłkarza Polonii, a przecież problemów z obroną ma co nie miara. Jacek może liczyć na powołanie, może jeszcze nie przed Mistrzostwami Świata, lecz po tej imprezie, gdy będzie budowany nowy, młody zespół. – Nie żałuję tych lat poświęconych na treningi, to zaprocentuje, a właściwie już zaprocentowało. Gram w pierwszej lidze. – mówi Jacek. Wierzymy, że to dopiero początek długiej drogi.
Marcin Pieńkowski