Partia polityczna jest w znaczeniu społecznym dobrem publicznym, należącym do tych, którzy z jej działaniami identyfikują się, bądź popierają choćby po części jej posunięcia.
Myślę, że nie jest łatwo zachować to dobro, tworząc strukturę partyjną w środowisku niewielkiego miasta, gdzie ludzie za bardzo się znają; w sytuacji, kiedy, jak się to mówi: nikt nie jest prorokiem we własnym domu.
Zazwyczaj bywa tak, że gdy od dawna wiadomo, o co chodzi danemu działaczowi społecznemu bądź radnemu oraz z kim zamierza swoje cele realizować – społeczność lokalna dowiaduje się, że stał się on członkiem jakiejś partii i, niejako z miejsca, depozytariuszem wielkich politycznych idei. To niemała odpowiedzialność dla tego człowieka; bo ludzie, choć go dobrze znają, zaczynają mu się baczniej przyglądać. Obserwują, czy jego działanie, dzięki przynależności i świadomości partyjnych celów uszlachetniło się, stało się bardziej ideowe; czy może raczej swoją polityczną przynależność wprzągł do realizacji „starych” celów, jako brakujący dotychczas instrument w ich osiąganiu?…
Skandal w Ząbkach wywołało to, że człowiek powszechnie znany i szanowany, doktor medycyny, którego rodzina mieszka tutaj od kilku pokoleń, został na kilka miesięcy przed wyborami usunięty z funkcji przewodniczącego Rady Miasta. Na jego miejsce postawiono kogoś, kto mieszka w Ząbkach od lat kilku, nie zna nazw niektórych głównych ulic, a radnym jest od kilku miesięcy.
Ważne jest tu spostrzeżenie, że dotychczasowy przewodniczący Rady jest członkiem Prawa i Sprawiedliwości. Wśród wnioskujących o jego odwołanie był radny, który prawdopodobnie sam stara się o członkostwo w PiS-ie! Zarówno wśród odwołujących przewodniczącego na sesji Rady Miasta, jak i wśród przeciwnych odwołaniu znaleźli się członkowie tejże samej partii! Kandydaturę nowego przewodniczącego, który akurat nie jest członkiem PiS-u, zgłosił radny, będący pełnomocnikiem Prawa i Sprawiedliwości w Ząbkach, i który sam członka swojej partii chwilę wcześniej odwoływał!?…
Może pojawić się pytanie, cóż to obchodzi mnie, który nie jestem członkiem partii i nie planuję ubiegać się o jej członkostwo? Otóż obchodzi mnie to – bo nie są to tylko sprawy partyjne, kiedy określone idee, bliskie społeczeństwu, bo rodzące nadzieję na zmiany w kierunku dobra wspólnego, są w publiczny sposób dezawuowane przez tych, których organizacja partyjna uprawomocniła, by stali na ich straży. Takie postępowanie nie waham się nazwać prostytuowaniem idei społecznych – polegającym na wykorzystywaniu organizacji, która pragnie wcielić je w życie, do zaspokajania jedynie osobistych ambicji. A jakich ambicji – to być może w pełni się okaże później…
Zjawisko to kieruję szczególnie pod rozwagę partyjnym liderom Prawa i Sprawiedliwości, którzy w nawale ważnych zajęć politycznych w organach państwowych, nie mają być może dostatecznej ilości czasu, by zachowaniu członków partii w lokalnych strukturach poświęcić należytą uwagę.
Marek Połomski