Jerzy F. Kielak
Przez znaczną część mojego dorosłego życia marzyłem o wolnych wyborach. Marzenie moje spełniło się. Razem ze spełnieniem marzenia przyszła refleksja, że to nie jest żadna magiczna czynność te wolne wybory. Wybory, najbardziej nawet wolne, niczego nie załatwiają same z siebie. Do wolnych wyborów potrzebny jest wolny wyborca. Wolny to znaczy odpowiedzialny, bo wolność to nie jest tylko to, że mogę robić co chcę. Wtedy wolność niczym nie różniłaby się od anarchii. Wolność znaczy to, że wybieram świadomie. Ja wybieram świadomie i świadomie godzę się na odpowiedzialność za ten wybór. Wolne wybory uważam osobiście za jedną z najważniejszych wartości. To jest moje prawo, ale dla mnie jest to też wartość. Dlatego chodzę na wybory i wybieram w zgodzie z moim sumieniem i nigdy z powodu dokonanego wyboru wyrzutów sumienia nie miałem. Wybór bowiem ma być dokonany w zgodzie z własnym sumieniem. Sumienie zaś najwyższą norma etyczną. Ciekawi mnie jednak, dlaczego ponad połowa moich współrodaków nie podziela takiego stanowiska i na wybory po prostu nie chodzi, bo mówi, że i tak to nic nie zmieni. Ci sami, po jakimś czasie, z minami pełnymi oburzenia, ci właśnie, zapytują : Jak oni rządzą? Kto ich wybrał? No to odpowiedzmy sobie : -to wy właśnie, ci, którzy na wybory nie chodzicie wybraliście tych, których nie chcecie i o których wygłaszacie krytyczne opinie. Tak, to wasza robota! Możecie mówić, że tak nie jest i różne tam takie. To mówienie niczego nie zmieni, prawda jest taka jaka jest a na prawdę obrażać się nie można. W roku 1980, w czasie strajków, padało wiele postulatów, w tym postulat, który wtedy wydawał się prawie nierealny do spełnienia – wolne wybory. Wolne. Już to słowo wprowadzało w jakiś niemal magiczny świat. Świat nieznany. Wolny świat. Wolny w kraju, w którym za nieprawomyślność można było pójść do więzienia a tu wolny wybór tych, którzy mają rządzić. Co zostało z tego po latach ? Czyśmy już zatracili poczucie wartości? Czy jesteśmy jeszcze wolni czy swą wolność sprzedaliśmy na targu gdzie handluje się byle czym? Czy trzydziesto procentowa frekwencja w wyborach do samorządu to wszystko na co nas stać? Jeśli Cię nie obchodzi to, jak będzie wyglądała Twoja Gmina, Drogi Czytelniku, to przynajmniej miej tyle przyzwoitości by się do tego przyznać. Niepokój jaki ogarnia człowieka, gdy doznaje poczucia pustki po czymś co było racjonalne co dawał poczucie pewności, nie jest niczym złym. To może dosięgnąć każdego. Przychodzi dzień wyborów i pośród tych, którzy na te wybory jednak pójdą pojawić się może taka postawa, którą ksiądz Tischner nazwał Homo sovieticus. Jak będzie wyglądał taki wybór? „ Co zrobi? Wybierze na zasadzie odwetu. W imię doznanej krzywdy, przeżytego poniżenia, utraty miejsca w świecie polityki i zagrożenia utratą pracy powie: NIE! Aktem swym zaneguje dobro wspólne. Homo sovieticus nie zna różnicy między swym własnym interesem a dobrem wspólnym. I dlatego może podpalić katedrę, byle sobie przy tym ogniu usmażyć jajecznicę”. Czy Homo sovieticus to przeżytek, historia? Z tego co widać- nie. On żyje i wciąż ma się dobrze. Jaka więc rada, co robić? Tak źle i tak niedobrze. A może by tak jakiś „złoty środek”- ani absencja wyborcza ani wybór odwetu w stylu Homo sovieticus? Przecież istnieje szeroka droga normalności, po co błądzić po manowcach?
terefere mak się ocwele
Jesteś wolnym człowiekiem a temu dano prawo wyboru na poczet różnych potrzeby. Korzystaj.