A to się porobiło .nie będzie premiera z Krakowa. Nie będzie wicepremiera z Platformy Obywatelskiej. Nie będzie POPISOWEJ koalicji i prostych podziałów na scenie politycznej. Wyborcy zrobili swoje: pokarali tych, których chcieli pokarać. Dali mandat tym, którym chcieli dać, a tu zamiast prostego scenariusza przedwyborczych zapowiedzi – mamy nowe sojusze, przedłużanie kampanii wyborczej tak, jakby tej co była ludzie mieli jeszcze nie dość. Koledzy, Przyjaciele i Partnerzy z PO i PiS stali się dla siebie wrogami już nie tylko politycznymi.
Co się takiego stało, że to co było przesądzone stało się niemożliwe a Premier Marcinkiewicz mimo autentycznej woli porozumienia dostaje od liberałów gorzką polewkę? Polacy straszeni są nieustannie a to kryzysem giełdowym, niechęcią partnerów unijnych, wycofywaniem się inwestorów, rządami populistów czy też już przepowiadaną nieskutecznością rządu mniejszościowego. Myślę, że jeszcze wielu uczestników politycznych batalii nie wyciągnęło wniosków z niskiej frekwencji, zwycięstwa oczekiwanej przez obywateli moralnej odnowy państwa, władzy silnej w walce o naprawę spraw publicznych. Czy już teraz można powiedzieć, że wybory parlamentarne na lewicy zakończyły epokę postpezetpeer? Lewica spod znaku Leszka Millera, Józefa Oleksego, Krzysztofa Janika, Jerzego Jaskierni odeszła już do historii i w tym składzie z takim programem, zaletami i wadami nigdy już nie powróci? Może o tym nie wiedzą jeszcze młodzi liderzy SLD wykreowani w wyniku działań Aleksandra Kwaśniewskiego, że Prezydent już nie wróci do polityki krajowej żeby tak jak na początku lat dziewięćdziesiątych reanimować obóz lewicowy w Polsce i przeprowadzić go przez pustynię opozycji do ziemi obiecanej w zwycięskim pochodzie po władzę w najbliższych wyborach parlamentarnych? W walce o lewicowy i socjalny elektorat ustawiła się wyjątkowo długa kolejka, już nie tylko SLD, Socjaldemokracja Marka Borowskiego ale także Samoobrona i PiS ze swoim społecznym programem. Zaplecze społeczne obozu lewicy wyschło, podporządkowanie działań SLD tylko walce o władzę w ostatnich latach, zero istotnych programowych dyskusji, ideowych sporów, budowania zaplecza instytucjonalnego w postaci klubów, zespołów dyskusyjnych, spółdzielczości, mediów, ujawniony powszechnie cyniczny skok na władzę i kasę na długo pozostanie w pamięci społecznej. Coś za szybko Olejniczak i Napieralski siadają na opozycyjnego konika bez refleksji nad moralną i karną odpowiedzialnością lewicowych działaczy. Prokuratura i sądy długo jeszcze będą miały co robić a lista tych, którym organa ścigania dobierają się do skóry jest już bardzo długa a to dopiero początek. Potencjalni wyborcy starej SLD z młodymi na czele z 30-letnimi liderami kiedy dotrze do nich ogrom zła z lat 2001-2005 zrobionych przez luminarzy lewicowej formacji Polsce i Polakom nawet straszeni prawicowym populizmem i zagrożeniem nie wrócą do korzeni.
Wybory Prezydenckie kończą, moim skromnym zdaniem, postsolidaryzm w Polsce. W końcówce kampanii to już nie była wyborcza kłótnia w rodzinie to był bój o wszystko z pełnym arsenałem środków skromnie nazywanych często czarnym pijarem. Stan urazów, uprzedzeń i wrogości spotęgował się jeszcze po wyborach. Umieć wygrywać aby nie uderzyło do głowy to nic w porównaniu z ujawnionym chorobliwym wręcz rozczarowaniu żeby tego nie nazwać chorą wściekłością zaprezentowaną przez polityków Platformy Obywatelskiej. Smutne jest jednak szczególnie to, że już po wyborach czołówka polityczna kraju chce ten dwubiegunowy stan nieakceptacji wyników wyborów utrzymać jeszcze długo jako podstawę swoich politycznych zachowań. Utrzymywać i podsycać nienawiść do nie tylko Kaczyńskiego ale przede wszystkim jego wyborców. Gorzej politycy krajowi chcą potęgować i podsycać niechętne Polsce opinie europejskie. Gdzie więc ta solidarność w walce o narodowe i państwowe racje, gdzie rozum. Co to za filozofia, że im gorzej tym lepiej? Dla kogo? Akcja uruchamia Reakcję. Potęguje się napięcie i chore emocje. Więcej chleba mniej igrzysk mówiło Polskie Stronnictwo Ludowe w tej kampanii. Kampania się skończyła igrzyska trwają bez końca dalej. Obywatel z troską tylko może powiedzieć „ wy tu się bawicie nam chodzi o życie”. Za późne i niepewne do samego głosowania powołanie lub nie powołanie rządu zapłacimy wszyscy. Gorzej, że im kto niżej tym większą cenę.
Budowa rządu PiS Kazimierza Marcinkiewicza tworzy nową jakość na scenie politycznej. Podział na Lewicę i Prawicę, Liberałow i interwencjonistów nie odda istoty nowych podziałów bowiem w opozycji zdecydowanej do rządu będą na pewno obok siebie SLD i PO. Rząd jeśli powstanie uzyskać musi poparcie minimum dwójki z tercetu Samoobrona, PSL, LPR. Czy już przy budżecie siły polityczne zatwierdzające skład i program rządu podtrzymają poparcie?Jaki będą miały w tym interes czy tylko kalkulacje polityczne mniejszego zła czy też świadomość, że wzmacniają pozycję Tuska i Rokity w drugim sejmowym rozdaniu. Wielu przypomina o losach mniejszościowego Rządu Jana Olszewskiego ale zapominają, że teraz sytuacja będzie diametralnie inna. Ten rząd będzie mógł liczyć na wsparcie i pomoc realną swojego prezydenta, że konstytucyjna formuła Prezydent może rozwiązać Sejm, jeśli nie uchwali w terminie budżetu może ani razu być zastosowana a opozycji pozostanie tylko odwoływanie ministrów. Pisałem już dawno, że rząd jest Polsce pilnie potrzebny. Oczywiście dobry maksymalnie skuteczny. Dla mnie jest jasne rząd Marcinkiewicza jest na pewno lepszy niż brak rządu i kilka tygodni na dalsze polityczne eksperymenty. Od sejmowych polityków wymagam uczciwego rachunku w kategoriach Państwa i jego potrzeb a nie partyjnych rachunków swoich kolegów wzywam dajcie szansę .Nie tylko w polityce ale i w życiu warto zaufać.
Janusz Piechociński