Jan Pietrzak
Mam wystąpić za parę dni na opolskim festiwalu. Jeżeli szalejąca tam podobno cenzura przepuści moje wywrotowe żarty. Cenzurować ma Marcin Wolski, kolega z kabaretu, o czym przeczytałem w gazetach jakiś czas temu. On sam co prawda nic nie wie o cenzurowaniu, ale czy gazety mogły by tak prymitywnie kłamać? To było pytanie retoryczne.
Niezależnie od wszystkiego – powrót do opolskiego kabaretonu po kilkunastu latach odstawki, to dla mnie wydarzenie skłaniające do nostalgicznych wspomnień… co u staruszka nie jest chyba niczym nagannym.
Na początku nie bardzo było wiadomo co to ma być za impreza. Nachodzili nas w kabarecie Hybrydy fajni ludzie: Mateusz Święcicki i Jerzy Grygolunas z radiowej Trójki i namawiali do udziału. Sami też nie wiedzieli co z tego wyniknie, ale był w nich zapał entuzjastów. Podobnym entuzjastą okazał się ich opolski wspólnik – Karol Musioł. Jakiż to był świetny gość, zwany Papa Musioł. Życzliwy dla całej artystycznej zbieraniny, przeróżnej zresztą jakości. Uznani artyści i przypadkowi amatorzy, poezja najwyższej próby i estradowa chałtura, big-bit i lokalowi szansoniści… Bez ładu i składu wpuszczano tę zbieraninę do amfiteatru, i powstawały wieczory pełne wdzięku i niespodzianek. Bałagan estetyczny był dużą zaletą, ponieważ odbiegał od wyważonej, sztampowej, odpowiedzialnej „rozumicie, wicie” rozrywki dla mas.
Tak to się odbywało w czasie pierwszych festiwali, dopóki nie położyła na nich łapy telewizja, cenzura i urzędowi esteci z„kumitetu cyntralnego naszy partii. ” Zaczęli piosenki dzielić na gatunki, prześwietlać wykonawców, strzyc głowy bigbiciarzom, zakrywać dekolt Kaliny Jędrusik, ustawiać ideologicznie jurorów… Przede wszystkim cały kabaretowy, najciekawszy nurt wyrzucili z amfiteatru do małych sal Szkoły Muzycznej i Szkoły Pedagogicznej. Dopiero w 73. roku udało się kabarety wprowadzić z powrotem do amfiteatru, nie bez mojego udziału, przyznam nieskromnie. Przez jeden rok pracowałem w telewizji i wmówiłem decydentom nocny kabareton w składzie: Tey, Elita, Salon Niezależnych i moja Egida. Jak na tamte lata była to znacząca demonstracja odważnej satyry i wyzwolonego śmiechu. Natychmiast prezes Krwawy Maciek wywalił mnie z telewizji i następny kabareton w jakim mogłem wystąpić odbył się dopiero w 81. roku. Była to triumfalna Opolska Noc Kabaretowa czasu Solidarności. Najlepszy moim zdaniem koncert jaki w ogóle widziało Opole.
Potem nastąpiło kilka lat przerwy w stanie wojennym, bo generałom nie było do śmiechu. Na przełomie ustrojów zachłysnęliśmy się wolnością i udało się zagrać kilka razy pod nazwą Imieniny Pana Janka. Ostatni raz w 93. roku, kiedy to telewizyjni ubecy i niezdolni koledzy doszli do wniosku, że Kabaretu pod Egidą do Opola nie należy już wpuszczać, bo żartuje z ówczesnych „świętych krów”: Wałęsy, Michnika, Kuronia, Gieremka…
Teraz znowu przyszła wolność do Opola i zaproponowano mi występ, tyle, że nie dłuższy niż 5 minut, bo są ograniczenia czasowe. A więc wolność już jest, ale brak czasu by z niej skorzystać. Zobaczymy co z tego wyniknie… Ech, życie, życie…