Na listopadowej sesji Rady Miasta Zielonka nieoczekiwane kontrowersje wzbudziła błaha z pozoru sprawa podjęcia uchwały o skorzystaniu przez Gminę z prawa pierwokupu jednej z zielonkowskich nieruchomości.
Fakty przedstawiały się następująco: w 1999 roku jedna z mieszkanek Zielonki wystąpiła do ówczesnego Zarządu Miasta o odpłatne przekształcenie przysługującego jej prawa użytkowania wieczystego gminnej nieruchomości o blisko hektarowej powierzchni w prawo własności i za symboliczną kwotę 1,56 zł/ m. kw. cel swój uzyskała.
Przejęta przez nią nieruchomość została następnie podzielona na 5 działek, z których cztery zostały w międzyczasie zagospodarowane lub zbyte, a piąta o powierzchni blisko 2000 m. kw. została przez właścicielkę wystawiona na sprzedaż za stosunkowo niską cenę. Notariusz powiadomił rutynowo Gminę o transakcji, ponieważ ustawowo przysługiwało nam prawo pierwokupu. Po naradzie w Urzędzie Miasta postanowiliśmy skorzystać w tym przypadku z tego prawa, gdyż część tej nieruchomości potrzebna jest Gminie do poprawy lokalnego układu komunikacyjnego, a i cena była niewygórowana. Mieliśmy porównanie, bo tydzień wcześniej na publicznej licytacji sprzedaliśmy dwie tuż obok położone podobne nieruchomości za dwukrotnie wyższą cenę za 1 m. kw. Jako burmistrz poleciłem więc przygotować stosowny projekt uchwały i przedstawiłem go Radzie Miasta, ponieważ tylko ona ma ustawowe kompetencje do nabywania nieruchomości do zasobu gminnego. Sprawa wydawała się być nieskomplikowana.
Nic bardziej mylnego. Na sesji Rady rozpoczęła się ponad godzinna zażarta dyskusja, bo potencjalni nabywcy tej nieruchomości uruchomili wcześniej lobbing na rzadko spotykaną skalę, aby storpedować skorzystanie przez Gminę z prawa pierwokupu. Zgłosili się ze sprawą bezpośrednio do burmistrza, a ponieważ nic nie uzyskali – odwiedzili następnie w domach prywatnych wszystkich zielonkowskich radnych i oprócz tego napisali do każdego z nich listy z prośbą, by nie blokować korzystnej dla nich transakcji. Wystąpili też aktywnie na sesji. Można to zrozumieć – każdy ma prawo zabiegać o swoje interesy i korzyści. Można by więc powiedzieć, iż nic się nie stało, że jest to zrozumiałe i dopuszczalne.
A jednak, stało się! Niektórzy radni bez widocznego oporu ulegli temu lobbingowi popierając słowem i czynem stanowisko potencjalnych nabywców. Przyjęli za rzecz normalną argumentację, że Gmina winna, nie bacząc na swoje interesy, wesprzeć aspiracje młodych ludzi do osiedlenia się w Zielonce, a pominęli podnoszony w dyskusji fakt, że w tym przypadku wiązało by się to ze zrobieniem im świątecznego prezentu ze środków publicznych w postaci rezygnacji z kwoty ponad 120.000 złotych, która to kwota wynika z porównania ceny transakcyjnej i ceny możliwej do uzyskania na publicznym przetargu po nabyciu przez Gminę spornej działki. Zielonka ma zbyt duże niezaspokojone potrzeby, aby było ją stać na takie rozdawnictwo, a poza tym jest to głęboko niesprawiedliwe. Paru radnych nie chciało niestety pamiętać, że radny każdej gminy, zgodnie z duchem ustawy o samorządzie gminnym, jest obowiązany w swoich poczynaniach kierować się przede wszystkim dobrem publicznym. Oznacza to, że owo dobro musi przeważyć nad subiektywnym interesem poszczególnego obywatela i najsilniejszym nawet lobbingiem. Grzechem zaniechania było by tu odrzucenie nadarzającej się okazji i nie skorzystanie z prawa pierwokupu. Zielonkowscy radni stanęli więc przed testem nie tylko ich obiektywizmu i nie ulegania naciskom, ale przede wszystkim ich przydatności do pełnienia wybieralnych funkcji publicznych.
Czworo z nich, a są to radni przynajmniej już dwóch kadencji, tego testu niestety nie zdało. Radnym: Krystynie Błaszczyk, Markowi A. Grodzkiemu, Henrykowi Masłowskiemu oraz Tadeuszowi Tomczukowi wydaje się nie brakować samorządowego doświadczenia. Tym bardziej nie jest zrozumiała postawa zajęta przez nich w dyskusji i w głosowaniu. Uchwała przeszła stosunkiem głosów: 8 – za, 4 – przeciw, 2 – wstrzymujące się.
Podstawą właściwie funkcjonującej Rady Miasta, jest odpowiedzialność jej członków za podejmowane decyzje. Ponieważ mam wrażenie, że władze cięgle nie mogą znaleźć sposobu na kontrolę i egzekwowanie odpowiedzialności Radnych, (nie tylko w Zielonce), pozwolę sobie podpowiedzieć rozwiązanie tego problemu. Każdy Radny powinien odpowiadać własnym majątkiem za decyzje, które podejmuje. Taki zapis ograniczyłby ilość kandydatów na radnych, tzn. tych, którzy dobrze chcą na tym zarobić, a także wymusiłby uruchomienie procesu myślowego, przed podjęciem decyzji. Jak zwykle interes małej grupy osób został postawiony ponad interesem społeczności.