Kazimierz A. Zych
„Przykre, że kampania wyborcza odbywa się w sposób agresywny, gdzie w sposób bluźnierczy obrzuca się błotem i pomawia innych bez podawania dowodów. Przecież rywalizacja winna przebiegać po rycersku, godnie i na argumenty.” Tymi słowami zwrócił się ksiądz prałat Jan Sikora do wiernych podczas mszy świętej w dniu 11 listopada poddając krytyce sposób prowadzenia kampanii wyborczej w Wołominie.
Pierwszym sygnałem, że dojdzie do agresywnej kampanii wyborczej były artykuły w lokalnej prasie na temat lustracji i dekomunizacji wójtów i burmistrzów. Kolejnym krokiem kampanii była lansowana przez media teza o rzekomym, rzeczywistym lub, jak kto woli, prognozowanym zadłużeniu Wołomina. To media lokalne już rok temu wskazały dwuóch kandydatów, obecnego burmistrza Jerzego Mikulskiego i byłego – Pawła Solisa, którzy mogą się tylko liczyć w tej kampanii. Był to bardzo sprytny wybieg socjotechniczny, gdyż pozostali kandydaci na fotel burmistrza Wołomina musieli już z trudem forsować swoje programy wyborcze. Zaczęło się od przedwczesnych reklam bilbordowych jednego z kandydatów i artykułów o tragicznym zadłużeniu Wołomina. Zadłużenie to miało w oczach wyborców pokazać Wołomin jako bankruta samorządowego. A prawda jest zupełnie inna! Po pierwsze; na dzień dzisiejszy, tj. 22 listopada nie jest to 20 milionów a znacznie mniej. Po drugie; nie przeszkodziło to opozycji odtrąbić zwycięstwa i oznajmić, że obecna władza okłamuje mieszkańców. Po trzecie; miasto żeby się rozwijać i inwestować musi zaciągać kredyty. Ważne, by Wołomin miał zdolność kredytową i mógł spłacać zadłużenie, a tak jest. Po czwarte; cztery lata temu budżet Wołomina wahał się w granicach 60 milionów złotych a obecnie wynosi około 100 milionów. To zasługa obecnych władz miejskich. Więcej możemy wydawać ale i więcej możemy pożyczać. Bicie na alarm o bankructwie Wołomina przy tak wysokim budżecie to totalne nieporozumienie. Powiem otwarcie, to wyrachowana gra wyborcza!
O tym, że jest to brudna gra, przekonały mnie publiczne debaty kandydatów na burmistrza, organizowane przez stowarzyszenie „Nasza sprawa”. To, czyja to była sprawa widać było na zebraniach, gdy na każdym z nich padało pytanie dotyczące współpracy kandydatów z SB. Przed ostatnią debatą zostały rozklejone plakaty informujące mieszkańców o współpracy burmistrza ze służbą bezpieczeństwa. Właśnie na tej debacie burmistrz Mikulski przedstawił zaświadczenie IPN, potwierdzające jego słowa, że nigdy nie był współpracownikiem SB i innych tajnych służb. W tym momencie na sali wybuchła bomba! Prowadzący dyskusję podbiegł do burmistrza i wyrwał mu z rąk mikrofon, bo to nie tak miało być!To był szok dla kilkuset zgromadzonych na sali osób. Ale to nie wszystko! Dzień później na mieście ukazuje się gazeta zrobiona na wzór Gazety Wyborczej atakująca władze miejskie. Co oczywiste – a żałosne – nikt jej nie podpisał.
Walka o władzę w Wołominie to przykład źle rozumianej demokracji. Przykre, że biorą w tym udział w większości osoby młode, przyszłość miasta i Polski, deklarujący swój katolicyzm i działalność w organizacjach kościelnych. Jaka jest stawka władzy w Wołominie, że arogancja, chamstwo, pomówienia i oszustwa to sposób na przejęcie władzy. Mimo wszystko, nie obawiam się wyniku. Wołominiacy wybiorą osobę godną, bo Wołomin musi być w dobrych rękach!