Jest konferansjerem, tancerzem, aktorem, DJ-em. Określa się jako „człowiek-kameleon”. To Robert Jarek, założyciel agencji artystycznej „J-art”, której działalnością kieruje z Wołomina.
Chociaż w jego życiorysie można wyszukać wiele zawodów, związanych z przemysłem rozrywkowym, to najlepiej czuje się w roli konferansjera. Swoją pierwszą ważną imprezę poprowadził w 2001 roku, kiedy to z mikrofonem w ręku zabawiał publiczność Mistrzostw Polski w siatkówce plażowej kobiet. – Nie było to suche prowadzenie imprezy, czysty komentarz. Było to połączenie spikerki sportowej z elementami kabaretu i dużą dozą improwizacji. Pod względem warsztatowym był to świetny poligon doświadczalny – wspomina Robert Jarek, czyli popularny Mykee.
Eklektyczność przemysu rozrywkowego zmusza ludzi, pragnących pracować w jego świecie do bycia wielowymiarowym. Tak jest również w przypadku konferansjerki.– Trzeba być kameleonem, potrafić się wczuć w rodzaj imprezy, którą się prowadzi, trzeba oczywiście prowadzić ją z odpowiednim szacunkiem, w jakiejś odpowiedniej pozie. Prowadzący musi być elastyczny, wtopić się w klimat imprezy. – mówi Robert. Dołożyć trzeba do tego prezencję, na którą składa się odpowiedni ubiór, tworzący wraz z wieloma innymi aspektami wizerunek nie do podrobienia. – Ciężko mówić tu o swoistym stylu. Fryzura, mimika, gesty, głos, wszystko to mam wypracowane poprzez obserwację. Ważny jest dobry wygląd. Tutaj trzeba się wyróżniać, przełamywać stereotypy – mówi Robert. Zadaniem heroicznym jest wykształcenie całkowicie oryginalnego stylu, więc naturalne jest wytworzenie stylu wtórnego, który będzie czymś na kształt nowej jakości, złożonej ze starych, sprawdzonych elementów. – Już w dzieciństwie lubiłem się wygłupiać, uwielbiałem rozkręcać, zabawiać dorosłych, czy to poprzez dowcip czy taniec. Zawsze lubiłem być w centrum zainteresowania, na przykład na szkolnej dyskotece musiałem być widoczny. Nie mogłem znieść tego, że większość chłopaków cały czas stoi pod ścianą – wspomina Robert. Jego pierwszą pasją był taniec. W szkole podstawowej doszedł do perfekcji w naśladowaniu tańca Michaela Jacksona, zresztą stąd wzięła się ksywka Mykee. Zamiłowanie do tańca mu pozostało, wszak teraz uczy go w Studiu Marcina Wrzesińskiego i Ani Głogowskiej. Dzięki tej umiejętności Robert zaistniał na scenie również jako muzyk. Jako 17-letni chłopak założył wraz z przyjaciółmi zespół TMH. Bardzo szybko zapoznał się z polskim przemysłem rozrywkowym, który w połowie lat 90. dopiero raczkował. Historia zespołu nie trwała długo, dała jednak Robertowi sceniczne przeszkolenie. Jego droga wiodła więc od tańca, poprzez rap i beatbox, aż do prowadzenia imprez. – To wszystko się uzupełnia, przez co ułatwia pracę na innych polach. Warto robić to co się lubi, bo być może kiedyś się przyda. Tak było ze mną –przekonuje nasz rozmówca.
Roberta wychowali rodzice niedosłyszący, zaś on sam miał dość duże problemy z dykcją i długo nie wymawiał „r”. To dość paradoksalne, wszak teraz głos i nienaganna praca aparatu artykulacyjnego są jego głównymi atutami. „R” nauczył się wymawiać troszkę przypadkiem, gdy …rapował. Innym ciekawym faktem z życiorysu Roberta jest jego wykształcenie, jest magistrem fizyki, dyplomowanym protetykiem słuchu. Jednak nie zdecydował się na karierę naukową, swoją pasję znalazł w rozbawianiu ludzi. – Nie mam żadnej bariery, potrafię komunikować się z każdym, czy ma 5 czy 50 lat. – mówi Mykee. Na swoim koncie ma dziesiątki poprowadzonych imprez, jednak nie skupia się tylko na konferansjerce. Występuje w teledyskach, można było go zobaczyć obok Magdy Femme, Kayah czy Agnieszki Chrzanowskiej, statystuje i gra epizodyczne role w serialach, pojawił się w niejednej reklamie. – Z pewnością mam zacięcie aktorskie, staram się chodzić na castingi, przez co daję sobie szansę. – opowiada. W Polsacie dwa lata z rzędu prowadził program „Letni patrol”, jako aktor bądź tancerz uczestniczył w wielu czołowych programach rozrywkowych, chociażby „Mamy cię!”.
W naszym regionie jest znany chociażby z prowadzenia finałów WOŚP w Kobyłce i popularnych kobyłkowskich turniejów tańca. Pochodzi z Kalisza, ale teraz osiadł w Wołominie. Założył agencję artystyczną „J-art”. Dlaczego zdecydował się na ten krok? – Czuję się mocny, nie boję się firmować swoich poczynań własnym nazwiskiem. Z pewnością chodzi tu także o pewną samodzielność. Wyrobiłem sobie markę, widzę postęp, ale zdaję sobie sprawę, że czeka mnie jeszcze długa droga. – mówi Robert. Słowo „art” w nazwie agencji wskazuje, że konferansjerka jest dla niego swoistą sztuką. – Teoretycznie mógłby to robić każdy, ale na każdym kroku widać, że trzeba mieć do tego predyspozycje – mówi Robert. Nie każdy jest kameleonem.
Marcin Pieńkowski
Robert Jarek to super gość.Miałam okazję poznać go osobiście potrafi pożartoać. w sumie fajny z niego ziomal.
chodze na kurs tańca gdzie on właśnie uczy. fajny człowiek ale słabo uczy…
Ja od Września będe na jego zajęciach, ale byłam z nim w Bęsi. Szymon nie gadaj że słabo uczy bo uczy zaje***ście