Rafał Biały
Tegoroczna kampania wyborcza jest dla mnie interesująca nie tylko dlatego, że sam staram się o mandat w Radzie Miejskiej, ale jest ciekawym źródłem wiedzy o społeczeństwie. Nie sądziłem, że już samo kandydowanie może być powodem swarów między znajomymi, konfliktów i innych absurdalnych „gorzkich żali”. W ostatnią sobotę spotkałem się z moim serdecznym kolegą, od którego dostałem na 6 urodziny niezapomniany żółty indiański łuk. To fantastyczna pamiątka. Nasze drogi w młodości przeplatały się. Mieszkaliśmy na jednym osiedlu, wspólnie chodziliśmy do szkoły, służyliśmy przy ołtarzu, spędzaliśmy wieczory przy organkach, gitarze i tworzeniu własnej gazetki.
Krótka rozmowa z moim dawnym przyjacielem wywołała we mnie nasycone niepokojem uczucia. Zapytałem się o jego wrażenia dotyczące projektu modernizacji pasaża handlowego na osiedlu Niepodległości. W moim przekonaniu mieszkańcy bloków wielorodzinnych, w których ja też mieszkam, nie mają możliwości spędzenia czasu w swoim najbliższym otoczeniu. Brak placów zabaw dla dzieci, ławek, zieleni, gdzie można odpocząć, bez wyjeżdżania na piknik za miasto, dotyka wielu mieszkańców.
Mój kolega, również kandydat do Rady Miejskiej powiedział, że pomysł zmian na pasażu jest nudny, gdyż teraz to już wszyscy inwestują w trawniki, ławki
i zieleń. Byłem zdumiony i oszołomiony jego wypowiedzią, tym bardziej, że on również jest mieszkańcem tego osiedla. Zadałem sobie pytanie, gdzie on widzi na tym osiedlu tego rodzaju inwestycje. Przez krótką chwilę pomyślałem, że to jest żart. W tym samym momencie podszedł do nas starszy mężczyzna, znajomy mojego kolegi. Przekonałem się, że to nie był dowcip. Mężczyzna odepchnął mnie, gdy dowiedział się, że jestem z innego „obozu” kandydatów niż mój kolega. Naiwnie pytam, co złego jest w projekcie zmian wizerunku naszego osiedla, że obaj moi rozmówcy nie chcą dyskutować i zanegowali wszystko co im zaprezentowałem.
W zamian za to nie usłyszałem nic konstruktywnego. Pomysł modernizacji wspomnianego pasaża osobiście zgłosiłem urzędującemu burmistrzowi
i zgodnie z jego decyzją, gmina odzyskała prawo użytkowania tego miejsca. Może właśnie to nie spodobało się, że gmina dostrzega potrzebę poprawy jakości życia na osiedlach mieszkaniowych? Z czego wynika niechęć do znakomitego pomysłu ożywienia naszego wspólnego miejsca zamieszkania – obaj mieszkamy w tym samym blokowisku, bez koszy na śmieci, ławek i trawników. Czy chcemy żyć jak szczury przemykając pomiędzy kartonami? Rozczarowałem się postawą mojego przyjaciela, gdyż pamiętam go jak pozytywnie reagował na nowe koncepcje. Szczerze wierzyłem, że będzie zabiegał o dobro swojego otoczenia.
Mam nadzieję, że kampania wyborcza nie przysłoni prawdziwego celu, do którego wszyscy kandydaci w szczerości swoich sumień i serc rozpoczęli swój marsz. Obyśmy nie stracili czasu na sztuczne przepychanie swoich racji.