Adam Łossan
Jest powszechnie znane powiedzenie o tym, iż chętniej widzimy źdźbło w oku bliźniego niż belkę w oku własnym. Taki sposób postrzegania otaczającej nas rzeczywistości nie jest niestety obcy wielu ludziom. Świat wokół jest przecież bardzo skomplikowany i trudny do zanalizowania. Nie zawsze jest też czas, aby móc się poważnie zastanowić co tak naprawdę leży u podstaw różnego typu wydarzeń czy zjawisk. Jednym zdaniem – istnieje powszechna tendencja, aby winą za wszelkie negatywne sytuacje obarczać raczej innych, niźli choć częściowo siebie. Jest to zjawisko zrozumiałe i naturalne, bo chociaż nie można tego uogólniać – wiele osób subiektywnie wysoko ocenia u siebie swoje osobiste zalety czy rozum, a u bliźniego swego – niekoniecznie. Tego typu stawianie sprawy ma przy tym miejsce zarówno w życiu prywatnym jak i publicznym. W pierwszym przypadku można nad tym ubolewać, bo może to zakłócać normalne rodzinne, przyjacielskie czy koleżeńskie stosunki. Remedium na to może być przeprowadzona w porę oczyszczająca rozmowa, pozwalająca te relacje odbudować. Jeśli jednak wystąpi to w życiu publicznym – w zasadzie jesteśmy bezradni. Tu po jednej stronie bywają niejednokrotnie stawiane niesprawdzone, niesprawiedliwe zarzuty – po drugiej zaś, brak możliwości ich publicznego wyjaśnienia czy zdementowania. Zarzuty te na ogół stawiają obywatele różnego typu przedstawicielom władzy, czy to państwowej czy samorządowej.
Przykłady można mnożyć: ukradziono komuś z nie zamkniętego samochodu pozostawiony na widocznym miejscu aparat fotograficzny – winny jest nie on a policja, bo niedostatecznie pilnuje porządku i nie zdołała ustalić sprawcy; wpadł ktoś z powodu nadmiernej prędkości lub łysych opon w poślizg na szosie – też szuka się winy na zewnątrz i powiada, że to służby drogowe niewystarczająco zadbały o nawierzchnię drogi. Podobnie jest niestety w przypadku samorządu. Każdy starosta, burmistrz czy wójt podlega ocenom społeczeństwa, ale nie każda krytyka jest obiektywnie. Bywają sprawiedliwe i surowe oceny za ich niedociągnięcia bądź zaniedbania osobiste lub zawinione przez podległe im służby, bywają też głęboko niesprawiedliwe – za winy nie popełnione lub zawinione przez nie mające z nimi związku osoby postronne. Można np. winić służby komunalne za nie odśnieżone jezdnie, ale nie można ich winić za nie odśnieżone chodniki przy prywatnych posesjach, bo to obowiązek właściciela lub zarządcy przyległych nieruchomości. Tymczasem często to właśnie ci obywatele, którzy sami nie sprzątają koło swoich posesji – zgłaszają pretensje, że nie są sprzątnięte chodniki w ich miejscowości. Samorząd może tylko uprzejmie prosić w takim przypadku policję, aby ponagliła bądź ukarała opornych i tyle. Podobnie jest z zaśmiecaniem lasów – pretensje o to, że jest brudno, kierowane są do władz samorządowych, a to przecież nikt inny jak niektórzy z mieszkańców wywożą tam swoje śmieci.
Przykłady można by tu mnożyć. Często starosta, burmistrz czy wójt występują w roli zbierającego niezasłużone gromy piorunochronu.
Dziwią mnie pańskie słowa gdyż nie wierzę, że nie wiedział Pan na co się decyduje. Niech Pan przypomni sobie swoje wypowiedzi w kampanii wyborczej. Nie szczędził Pan krytyki ówczesnym samorządowcom. Czy zawsze była uczciwa śmiem wątpić. Dlatego niech Pan nie biadoli nad sobą bo jest to żałosne. Wybory niebawem i ludzie rozlczą.