Edward M.Urbanowski
Kilka dni urlopu, jakie udało mi się otrzymać w pierwszych dniach lipca, poświęciłem na podreperowanie zdrowia. Kilka „podzespołów” zaczęło się sypać. Zacząłem od wizyty w szpitalu powiatowym, w przychodni chirurgicznej, dla ustalenia terminu „naprawy brzuszka” uszkodzonego przez przepuklinę. Z końcem miesiąca będę już po zabiegu.
Mile wspominam tę wizytę. Tłok i ścisk na korytarzu nie zrobił na mnie wrażenia. Siedząc kilka godzin w oczekiwaniu na swoją kolejkę obserwowałem „cudowny” chaos jaki tam panował. Ogromny ruch, mnóstwo białych kitli przemykających od gabinetu do gabinetu i kilku zupełnie pozbawionych informacji chorych oczekujących na lekarza pod zamkniętymi drzwiami. Dobrze, że są telefony komórkowe, bo dzięki nim pani doktor została odnaleziona i mogła zbadać oczekujących. Inną, bardzo interesującą grupę stanowili „starzy” klienci przychodni. Wyjadacze, doskonale czujący się w tym bałaganie, znający lekarzy, pielęgniarki i wiele interesujących historii chorób którymi zabawiali zdenerwowanych „nowicjuszy” drepczących po korytarzu. Ale snując te swoje opowieści nie robili tego z potrzeby serca a z wyrachowania, by tym sposobem prześlizgnąć się poza kolejką do gabinetu. Dlaczego to robili, nie wiem, bo po wyjściu od lekarza dalej kontynuowali rozpoczęte wcześniej historie.
Przypomniała mi się anegdota o dyrektorze szpitala doktorze Romejce. Kilka lat temu wyjechała do Rzymu grupa radnych miejskich z Wołomina, by zaprosić Ojca świętego do Ossowa. Po ustaleniu szczegółów audiencji z ojcem Konradem Hejno powstał problem wyboru delegacji. Postanowiono go rozwiązać na drodze losowania. Los nie był łaskawy dla doktora Romejki. W dniu audiencji, wołomińscy radni zebrali się w wyznaczonym miejscu w oczekiwaniu na uchylenie furtki w okalających plac św. Piotra metalowych balustradach. Gdy zjawił się ojciec Hejno wyłoniona delegacja wkroczyła na plac. Jakież było zdziwienie zebranych, gdy zobaczyli doktora Romejkę przeskakującego przez płot dla dołączenia do delegacji. Tym sposobem Doktor dotarł przed oblicze Ojca Świętego, a my wszyscy mieliśmy okazję zobaczyć to na licznych zdjęciach. Morał z tej anegdoty może być chyba tylko jeden: należy pomagać losowi.
Od kilku tygodni przy nowym supermarkecie na ulicy Wileńskiej w Wołominie trwają prace drogowe. Powstało piękne rondo, nowe chodniki i przejścia przez jezdnię, położony został asfalt. Ta dotychczas ponura i brudna dzielnica ma szansę stać się, po remoncie kilku kamienic, wizytówką miasta. Władze wykorzystały sytuację. A przecież jeszcze tak niedawno opozycyjni radni miejscy i powiatowi robili wszystko, by storpedować przebudowę tego rejonu Wołomina. Czy robili ten harmider z potrzeby serca, czy z wyrachowania, dzisiaj to już nie ma większego znaczenia. Warto tylko zapamiętać to, że ci którzy krzyczą, nie zawsze mają rację.
Losowi, nie zważając na opinię innych, warto czasem pomóc.
Bardzo, bardzo lubię Pana felietony. Mądrze Pan pisze. Gratuluję!!!
„A przeciez tak niedawno opozycyjni radni miejscy i powiatowi……..Wlasnie dlaczego taka cisza z kazdej ze stron? Ktora „cisza ” wydaje sie byc glosniejsza od krzyku?Odnosze wrazenie ze w tej sprawie nie ma wygranych ani przegranych,a przeciez……ktos tu robil tyle halasu.Na ponowne powrocenie do tematu zapewne nadejdzie wkrotce pora ze zwgledow napewno nie handlowych…..
Masz racje „tulipan”.